Rozstrzyganie sporów w TTIP

Kwestią szczególnie podkreślaną w związku z negocjacjami w sprawie umowy o Transatlantyckim Partnerstwie Handlowym (TTIP) jak i umów jej podobnych (np. kompleksowej umowy gospodarczo-handlowej pomiędzy Kanadą a Unią Europejską i jej państwami członkowskim - CETA) jest przewidziany w nich system rozwiązywania sporów.

W dalszej części odnoszę się przede wszystkim do udostępnionych w przestrzeni publicznej informacji o TTIP, choć należy wziąć pod uwagę, że podobne rozwiązania znajdą się w umowie CETA, która miałaby zostać podpisana już 18 października 2016 r.

Należy się spodziewać, że ostateczna wersja umowy TTIP może wprowadzić dwa systemy rozwiązywania sporów, mające zastosowanie w różnych sytuacjach – spory wynikające z interpretacji umowy oraz spory o charakterze inwestycyjnym.

Przedmiotem sporów wynikających z umowy będą mogły być różnice w interpretacji oraz we wprowadzaniu postanowień TTIP (np. treść zobowiązań państw stron i wywiązywanie się z nich).  Stronami takich sporów będą mogli być sygnatariusze umowy, czyli Unia Europejska, jej państwa członkowskie, oraz Stany Zjednoczone. Projekt umowy przewiduje, że strony powinny naradzać się w spornych kwestiach, aby osiągnąć kompromis[1]. Gdy jednak ta metoda nie okaże się skuteczna, projekt przewiduje możliwość poddania sprawy arbitrażowi, na zasadach określonych w samej umowie.

Drugim przewidzianym w TTIP rodzajem sporów są te powstające na linii inwestor – państwo. Inwestorem, według projektu umowy, będzie podmiot pochodzący z jednego z państw, który działając w celu osiągnięcia zysku i na własne ryzyko, zainwestuje kapitał w drugim państwie.

Powyższe oznacza, że krajowi przedsiębiorcy niezadowoleni ze sposobu wykonywania będą mogli się na nią powoływać jedynie w odniesieniu do swoich inwestycji zagranicznych. W takim przypadku mogą albo skłonić Rzeczpospolitą Polską do próby osiągnięcia kompromisu z USA (pierwsza procedura), bądź też mogą zdecydować się na wszczęcie postępowania arbitrażowego (druga procedura). Ani krajowi przedsiębiorcy ani państwo Polskie nie będzie mogło bezpośrednio  kwestionować zachowań amerykańskich przedsiębiorstw, o ile pozostają one w zgodzie z wynegocjowanymi rozwiązaniami.

Pewnym pocieszeniem dla krajowych przedsiębiorców jest to, że system arbitrażu pomiędzy inwestorem a państwem  ma nie być oparty na powszechnie krytykowanym systemie arbitrażu inwestycyjnego (ang. Investor-state dispute settlement – ISDS), toczonego z zasady w trybie niejawnym przed trzyosobowym składem orzekającym, zgodnie z regułami proceduralnymi obowiązującymi dla danego trybunału, lecz na systemie stałych sądów ds. inwestycji (Investment Court System – ICS), które działają w sposób jawny i z udziałem zainteresowanych podmiotów trzecich (np. krajowych organizacji handlowych). Co jednak istotne - Polska dopiero zabiega o zapewnienie prawa do wyznaczenia własnego arbitra w tym sądzie.

Wydaje się jednak, że obawy krajowych przedsiębiorców nie wynikają tyle z kwestii związanych z ochroną własnych praw za granicą (zawsze wiąże się to z kosztami i ryzykiem niepomyślnego rozstrzygnięcia), co z faktem, że Polska zostanie pozbawiona możliwości regulowania zakresu ekspansji amerykańskich przedsiębiorstw na krajowy rynek, gdyż każda próba wprowadzenia nowego ograniczenia prawnego, może się wiązać z koniecznością wypłaty odszkodowań inwestorom, którzy z tego względu ponieśli szkodę. Zatem mimo iż TTIP nie zabrania państwom-sygnatariuszom stanowienia własnego prawa[2], nie wyklucza  – jak się zdaje – możliwości dochodzenia odszkodowań przez inwestorów, jeżeli tylko uznają, że wprowadzona zmiana prawa pogarsza ich sytuację[3]. O tym jak niekorzystne może to być dla budżetu można się przekonać analizując dostępne rozstrzygnięcia trybunałów arbitrażowych.

Pobierz pdf:
Specjalizacja:
Źródło
Biuletyn Polskiej Izby Handlu (PIH)