Wczoraj PiS złożył w Sejmie projekt ustawy, który ma umożliwić przedsiębiorcom zmianę wysokości długu z opcji oraz zawieszenie egzekucji długów z takich kontraktów na udrożnionej w tym celu ścieżce sądowej. Z kolei PSL proponuje szybkie wdrożenie dyrektywy MiFID, która określa standardy działania w szczególności banków, nakazując im ostrzeganie klientów przed ryzykiem.
Trójstronny stół
Z kolei Adam Szejnfeld, wiceminister gospodarki, zaproponował wczoraj na zakończenie konferencji „Problem opcji walutowych – propozycje konstruktywnych rozwiązań” w Krajowej Izbie Gospodarczej trójstronny stół: poszkodowanych firm, banków i przedstawicieli ministra gospodarki, który zająłby się szukaniem wyjścia z problemu opcji.
Minister podzielił poszkodowane firmy na trzy grupy: te, które działały na granicy ryzyka (by nie powiedzieć: uprawiały hazard, gdy np. w kilku bankach „zabezpieczały” te same transakcje); te, które miały umowy ramowe na bezpieczne („waniliowe”) opcje, w ramach których handlowano jednak niebezpiecznymi; wreszcie średnich i małych przedsiębiorców, którzy wobec banków byli, gdy chodzi o doświadczenie w handlu opcjami, na straconej pozycji.
– Jeśli mówić o jakieś generalnej pomocy, to może ona dotyczyć tych dwóch ostatnich grup – powiedział min. Szejnfeld.
Konkretniej, jako elementy rządowej pomocy, wskazał: doradztwo prawne oraz pomoc w negocjacjach zarówno dla przedsiębiorców, jak i dla banków; szybkie uchwalenie ustawy o pozwach zbiorowych; wreszcie szybkie wdrożenie dyrektywy MiFID (którą prezydent skierował do Trybunału Konstytucyjnego).
Mleko się rozlało
Sam minister przyznał jednak, że opóźnienie z dyrektywą nie miało istotnego wpływu na opcyjny proceder, gdyż nikomu nie mogła ona zabronić zawierania takich umów.
Z kolei mec. Marek Furtek, który omawiał problem opcji z prawnego punktu widzenia, dodał, że i tak banki miały pół roku na dostosowanie swych procedur do tych unijnych standardów, więc wymogi dyrektywy zaczęłyby wiązać je dopiero w połowie 2009 r. Zdaniem mecenasa Furtka cywilistyczna droga wzruszania opcji, choć może pomóc w indywidualnych sprawach, nie rozwiązuje problemu, który wymaga programu na wzór walki z bezrobociem.
Na dzisiaj nie ma jednak nawet diagnozy sytuacji. Nie wiadomo, ile firm ma problemy i na jaką skalę. Najczęściej pada kwota 15 mld zł.
Według dr. Andrzeja Stopczyńskiego, dyrektora Pionu Nadzoru Bankowego Komisji Nadzoru Finansowego, wciąż 80 proc. firm wychodzi na swoje w kontraktach opcyjnych, gdyż straty na opcjach rekompensują sobie wzrostem kursu w eksporcie. Radził on ostrożność w tych niebezpiecznych kontraktach, na co jest jednak raczej za późno, ale też zamykanie zwłaszcza tych niebezpiecznych opcji. Oczywiście decyzja należy do firm i banków.
Zdaniem Krzysztofa Pietraszkiewicza, prezesa Związku Banków Polskich, najlepszą drogą wychodzenia z impasu są negocjacje: obie strony są bowiem przedsiębiorcami.
Z wypowiedzi przedsiębiorców wynika zaś, że czekali i czekają na ustawową interwencję, a także zbicie kursu euro.