Arbitraż instytucja zwłaszcza dla elit - wywiad z mec. Markiem Furtkiem

Pamiętam, jak w 2005 r. wchodził w życie zmieniony kodeks postępowania cywilnego. Wiele sobie po nim obiecywano, jeśli chodzi o upowszechnienie arbitrażu. Po kilku latach statystyki wpływów spraw do sądów polubownych wydają się mówić jedno: arbitraż to porażka. Czy zgadza się pan z taką tezą?

Marek Furtek: Ustawodawca w 2005 r. nie chciał uczynić arbitrażu sądownictwem powszechnym. Sąd polubowny nie miał trafić pod strzechy. Liczba rozpatrywanych obecnie sporów nie jest porażką. Pod względem ilościowym sądownictwo polubowne zawsze będzie zjawiskiem marginalnym w stosunku do liczby spraw cywilnych czy gospodarczych rozpoznawanych przez sądy powszechne.

Dobrze, ale jak marginalnym? W KIG, w największym takim sądzie, mamy obecnie kilkaset spraw rocznie...

W najlepszych latach było ich 600 700, w gorszych ok. 200. W 2008 r. mieliśmy 260 spraw, w tym roku już przekroczyliśmy tę liczbę. Uważam, że to dobry wynik. Oczywiście to niewiele w porównaniu z 11 mln spraw, które trafiają do sądów powszechnych, ale też nie chodziło o to, aby zbudować konkurencyjny dla nich system. Sądownictwo polubowne jest dopełnieniem, uzupełnieniem państwowego wymiaru sprawiedliwości i spełnia swoją rolę.

Wzrostu liczby spraw w arbitrażu jednak w ostatnich latach nie było...

Widzę to inaczej. Nie sądzę, żeby zamysłem ustawodawcy było za wszelką cenę upowszechnić arbitraż w obrocie gospodarczym. Można przewrotnie powiedzieć, że w pewnych kwestiach ta nowelizacja nawet utrudnia jego rozwój.
Idea powszechności arbitrażu przyświecała raczej organizacjom przedsiębiorców. Ja się z nią nie utożsamiam. Jak powiada mec. Piotr Nowaczyk, arbitraż to sąd dla dżentelmenów, a więc zawsze w pewnym sensie instytucja elitarna.

Czyli nie zależy panu, żeby było go więcej?

Oczywiście, że zależy. Trzeba jednak pamiętać, że jeżeli liczba spraw z 400 wzrośnie do 600, to odniesiemy pełny sukces, jeżeli będzie ich 800, będzie to sukces spektakularny. Proszę pamiętać, że w Polsce już obecnie pod względem liczby spraw i wartości przedmiotu sporu sąd arbitrażowy stoi znacznie lepiej niż wszystkie pozostałe w naszym regionie.

Co jest dla niego barierą?

Informacja o zaletach arbitrażu jest słabo rozpowszechniona, zwłaszcza wśród mniejszych przedsiębiorców. Myślę, że to główny powód. Oczywiście ma też wady, które zniechęcają przedsiębiorców.

Jak by pan zachęcił do korzystania z arbitrażu?

Są spory, których rozwiązanie wymaga bardzo wysokich kompetencji, i arbitraż je oferuje. Na liście arbitrów sądu przy KIG są najwybitniejsi prawnicy i ekonomiści, przedstawiciele teorii i praktyki wystarczy przejrzeć listę arbitrów dostępną choćby na stronie naszego sądu. Ich nazwiska mówią same za siebie.
Niczym nie uchybiając sądom powszechnym, sędzia państwowy może nie mieć fachowej wiedzy na dany temat, często opiera swój werdykt na opiniach biegłych. W arbitrażu mamy do czynienia ze specjalistami najwyższej klasy.
Jest jeszcze kwestia zaufania. Jeden z adwokatów powiedział mi ostatnio, że nigdy nie poleciłby arbitrażu swoim klientom, gdyż tak naprawdę nie wie, w czyich rękach będzie ich los. W sądzie jest wszystko jasne, są procedury, ramy, wiemy, czego się spodziewać, wszystko jest przewidywalne. A w arbitrażu?
Przed wygłoszeniem podobnych opinii warto się dowiedzieć więcej o arbitrażu. Przede wszystkim przedsiębiorca i jego doradca samodzielnie decydują o zapisie na stały sąd polubowny, mogą więc sprawdzić, kim są ci ludzie, według jakich reguł pracują. Zgodnie ze starożytną paremią chcącemu nie dzieje się krzywda.
W sądach arbitrażowych też istnieją ramy organizacyjne i ścisłe procedury. Podstawowy mechanizm powoływania zespołu orzekającego jest taki, że każda ze stron wyznacza arbitra tzw. bocznego, a dopiero oni powołują przewodniczącego. Jak widać, skład nie jest stronom narzucany.
Trzeba też pamiętać, że arbiter nie jest rzecznikiem strony, pełnomocnikiem ani ekspertem. Jest niezależnym sędzią i ma obowiązek w procesie pozostać bezstronny.

Jakie są reguły tej niezależności i bezstronności?

Powszechnie przyjęto zasady określone przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Prawników (IBA). Są bardzo precyzyjne. Na przykład, jeżeli ktoś był trzy lata wcześniej doradcą jednej ze stron, powinien tę okoliczność ujawnić i druga strona sporu może się nie zgodzić, by pełnił funkcję arbitra. Jeżeli ktoś ma choćby pośredni interes w rozstrzygnięciu danej sprawy też nie może nim zostać. Ponadto każdej ze stron przysługuje prawo do żądania odwołania arbitra.
Jeżeli sędzia sądu powszechnego podczas rozprawy nie zachowa się w sposób bezstronny, grozi mu odpowiedzialność dyscyplinarna, a nawet karna. W arbitrażu tak nie jest.
Nie ma korporacji zawodowej arbitrów, trudno więc mówić o odpowiedzialności dyscyplinarnej. Odpowiedzialność karna jest taka sama. Arbitraż nie jest enklawą, w której nie stosuje się zasad odpowiedzialności za szkodę.

Arbitrzy mają ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej?

To sprawa indywidualna, nie ma takiego obowiązku. Arbitrzy, podobnie jak sam sąd arbitrażowy, ponoszą jednak odpowiedzialność odszkodowawczą na zasadach ogólnych kodeksu cywilnego.
Osoby zajmujące się arbitrażem to głównie prawnicy: adwokaci, radcowie. Czy nie grozi tu konflikt interesów? Zawsze można przecież spotkać klienta sprzed lat.
Każdy arbiter przed przyjęciem zlecenia musi rozważyć na podstawie wspomnianych zasad IBA, czy jest bezstronny. Jeżeli zachodzi konflikt interesów, powinien się wycofać i bardzo często tak się dzieje. Oczywiście trzeba pamiętać, że arbitraż to swoisty sąd środowiskowy. Nie można zamknąć arbitrów w wieży z kości słoniowej i trzymać ich odizolowanych od świata. Siłą rozwiązywania sporów gospodarczych jest właśnie to, że arbitrzy są zanurzeni w środowisku praktycznym.

Sugeruje pan, że jest to siła arbitrażu.

Sędzia sądu powszechnego, odgrodzony immunitetem, funkcjonuje w specyficznej, zamkniętej grupie zawodowej. Nie odczuwa ciężaru werdyktu w sensie praktycznym. Jeżeli ja jako arbiter nie wypełniłbym swojej funkcji z należytą starannością, byłbym w środowisku spalony. Ten osąd środowiska jest bardzo silny. Skłania do jak najlepszego wykonywania funkcji arbitra.
Trzeba też pamiętać o nadzorze sądu powszechnego. Prawo wymaga przecież od niego stwierdzenia wykonalności wyroku sądu arbitrażowego. Istnieją kryteria oceny orzeczenia. Jeżeli w toku postępowania doszło do nieprawidłowości, nie zostanie ono zatwierdzone.
Drugim elementem systemu kontroli jest skarga o uchylenie wyroku. Nowelizacja z 2005 r. była pod tym względem bardzo
udana. Wprowadziła osiem przesłanek uchylenia wyroku sądu arbitrażowego w trybie skargi.

Zmieńmy temat. Sądowi przy KIG rośnie konkurencja w postaci sądu przy Lewiatanie. Czy w Warszawie jest miejsce na dwa sądy arbitrażowe?

Powstanie tego sądu wiązało się z krytyczną oceną sądu przy KIG przez część środowiska. Dziś ówczesne wątpliwości są w mojej ocenie nieaktualne.
Sukcesu arbitrażu nie upatruję w niepowodzeniu innych instytucji. Na początku było przekonanie, że łatwo uda się zdetronizować sąd przy KIG i zastąpić go na warszawskiej mapie arbitrażowej. Okazało się to złudne. Pozycja sądu przy KIG pod każdym względem (liczby, wielkości spraw) jest niepodważalna.
Problem polega na tym, że w obydwu sądach wiele rozwiązań organizacyjnych jest podobnych, powtarza się część osób na liście arbitrów, niektóre postanowienia regulaminów itd. Pytanie po co.
Jeżeli dodatkowo ocenia się dobrze działalność sądu przy KIG, można postawić pytanie o sens istnienia tego drugiego. Chciałbym doprowadzić do tego, abyśmy znowu byli jednością, gdyż w mojej ocenie w Warszawie nie ma miejsca na dwa ośrodki arbitrażowe.

Jakie plany na najbliższą przyszłość ma największy sąd arbitrażowy w Polsce?

Żeby arbitraż mógł się rozwijać, musi być spełnionych kilka warunków. Pierwszy to czynnik organizacyjny, chodzi m.in. o warunki techniczne naszej pracy. Nie są to rzeczy spektakularne, ale ważne. Mam na myśli zapewnienie sądowi takich pomieszczeń do prowadzenia rozpraw, aby odpowiadały współczesnym standardom światowych centrów arbitrażowych.
Najważniejszy jest jednak czynnik intelektualny, czyli wydłużenie listy arbitrów o kolejnych wybitnych, uznanych fachowców w danych dziedzinach. Naszym zadaniem jest więc przyciągnięcie najwybitniejszych pod względem intelektualnym, etycznym i moralnym przedstawicieli środowiska prawniczego, ale też ekonomicznego. Pod koniec tego roku dojdzie do rozpatrzenia ok. 50 wniosków o wpis na listę. Obecnie mamy na niej 173 nazwiska, kilku wybitnych arbitrów musiało zrezygnować z tej funkcji w związku z objęciem stanowiska sędziego SN, ETS w Luksemburgu czy innych funkcji publicznych.
Jest jeszcze czynnik deontologiczny. Chcemy pracować nad tzw. soft-law, czyli miękkim prawem. Byłby to przewodnik dla arbitrów, jak powinni się zachować zgodnie ze standardami obowiązującymi na świecie w sytuacjach niejednoznacznych zawodowo, tak aby się nie narażać na konflikt interesów.
Ważny jest także rozwój kultury arbitrażowej. Mam tu na myśli stworzenie zaplecza naukowego dla arbitrażu o charakterze instytucjonalnym.
Tomasz Pietryga

Źródło
Rzeczpospolita