Świat się zmienia, gospodarka rozwija, a wpływy budżetowe nie nadążają za oczekiwaniami społecznymi i potrzebami państwa. Różne kraje dwoją się i troją w poszukiwaniu nowych źródeł pieniędzy.
Najnowsze przykłady płyną z USA, Węgier, Danii, Hiszpanii, Francji, Meksyku i Wietnamu. Pomysłów jest wiele, ale fiskus coraz częściej puka do bram internetu. Usługi w sieci i sprzedaż towarów w e-sklepach to jedynie przykłady przenikania się rzeczywistości realnej i wirtualnej, która interesuje organy podatkowe.
Na celu głównie wirtualna sieć
Najnowszy pomysł, który miałby wymierne skutki budżetowe, to propozycja gabinetu prezydenta USA Baracka Obamy. Chce on zrównać korzystanie z internetu z usługami telekomunikacyjnymi. Skutkiem miałoby być opodatkowanie globalnej sieci federalną daniną od uniwersalnej usługi na maksymalnym poziomie 16,1 proc.
Amerykański „Wall Street Journal” cytuje ekspertów, którzy szacują średni roczny koszt nowych regulacji podatkowych dla użytkowników przewodowego i bezprzewodowego internetu na odpowiednio 67 i 72 dolary. Łącznie mieliby oni wpłacić do budżetu federalnego ok. 17 mld dolarów rocznie. Docelowo kwota ta miałaby zasilić specjalny fundusz, z którego dotowane są m.in. usługi łączności dla ubogich i wiejskich społeczności, szkół, bibliotek oraz ośrodków zdrowia.
Coraz częściej opodatkowaniem wirtualnych usług interesuje się Organizacja Współpracy i Rozwoju (OECD). W mijającym roku opracowała raport, w którym sugeruje objęcie podatkiem u źródła płatności z tytułu sprzedaży cyfrowych towarów i usług. Chodzi np. o usługi chmury obliczeniowej (przedsiębiorca zapewnia klientom określony zasób pamięci i mocy obliczeniowej).
OECD proponuje, aby płatności z tego tytułu nie były uważane za zyski zagranicznego przedsiębiorstwa (opodatkowane tylko za granicą), tylko żeby podatek od nich był potrącany w kraju klienta. Rozwiązanie to nie miałoby zapewne doniosłych skutków budżetowych, ale dochody – jakiekolwiek by one były – trafiłyby do państw, w których znajdują się usługobiorcy.
Podatek od megabajta
Inny pomysł OECD to wprowadzenie podatku bitowego. Chodzi o daninę od przepływu danych. Miałaby być ona nakładana na tych przedsiębiorców, którzy przekroczyliby pewien minimalny roczny próg transferu danych. Zapłacony podatek można byłoby odpisać od CIT. Stawki podatku bitowego miałyby być uzależnione od obrotu firmy.
– Pomysł podatku bitowego jest skutkiem obserwacji, że coraz więcej obrotu gospodarczego przenosi się do sieci i ma za przedmiot dobra niematerialne, które trudno jest objąć np. tradycyjnym podatkiem VAT – mówi Ernest Frankowski, doradca podatkowy i dyrektor w Deloitte. Zwraca uwagę, że w efekcie tych przenosin wpływy podatkowe maleją. Dlatego poszczególne państwa, zwłaszcza te wysokorozwinięte, analizują i testują różne podejścia do opodatkowania ruchu w sieci.
– Rozważane są takie pomysły, jak podatek transakcyjny, od urządzenia podpiętego do sieci (mechanizm podobny do abonamentu radiowo-telewizyjnego), od czasu używania sieci czy wreszcie podatek bitowy – wymienia Ernest Frankowski.
Hiszpania wybiera linki
Niektóre kraje przestały się już zastanawiać nad opodatkowaniem sieci i postanowiły przejść od słów do czynów. Przykładem są Węgry, które chciały w mijającym roku rozszerzyć obowiązujący od 1 lutego 2012 r. podatek od usług telekomunikacyjnych. Nie płacą go wprost użytkownicy, tylko operatorzy oferujących usługi telefonii stacjonarnej i komórkowej. Aby jej uniknąć, zaczęto szerzej wykorzystywać nieopodatkowane komunikatory internetowe, np. Skypa.
Węgierskie ministerstwo finansów postanowiło w związku z tym potraktować wykorzystanie internetu według tych samych reguł, jak tradycyjne usługi telekomunikacyjne. Pomysł rozszerzenia podatku został jednak porzucony na skutek ogromnych protestów społeczeństwa.
Inna danina, również związana z internetem, ma obowiązywać w Hiszpanii. Nazwana została „podatkiem Google”, ponieważ z założenia ma uderzyć w najpopularniejszą wyszukiwarkę internetową i przede wszystkim w proponowaną przez nią usługę Google News gromadzącą wszystkie treści internetowe, w tym hiszpańskie. Chodzi o tzw. podatek od linkowania, wprowadzony w ramach reformy prawa autorskiego.
Nie będzie on dotyczył internautów zamieszczających treści w mediach społecznościowych. Nowe przepisy pozwalają także na nałożenie grzywny w wysokości nawet do 600 euro na właścicieli stron przechowujących nielegalne treści.Robert Łuszczyna, konsultant w Deloitte, wyjaśnia, że opodatkowaniu mają podlegać agregatory wiadomości, czyli strony internetowe gromadzące linki do treści znajdujących się w internecie.
– Jest to nie tyle wyraz chęci opodatkowania działalności sieci w ogóle, ile raczej kwestia ochrony interesów lokalnych dostawców treści merytorycznych (contentu) – komentuje ekspert.
Podatek ma być pobierany już od 1 stycznia 2015 r. Nie jest jeszcze znana jego stawka, ale hiszpański rząd zapewnił, że podatek nie będzie dotyczył internautów linkujących np. artykuły w mediach społecznościowych.
Podatek na mocy nowych przepisów ma być pobierany już od 1 stycznia 2015 r. Problem w tym, że Google zdecydował o wycofaniu z dniem 16 grudnia 2014 r. usługi Google News z Hiszpanii, a to przede wszystkim od niej miała być pobierana danina. Rząd i wydawcy, którzy szacowali wpływy z nowej daniny na 80 mln euro rocznie, mogą więc obejść się smakiem. Pieniądze w założeniu miały wspomóc hiszpański rynek medialny, m.in. gazety już liczyły na miesięczne opłaty za wykorzystanie ich treści przez Google News. Decyzja amerykańskiej korporacji może jednak przekreślić te plany.
Nowe przepisy mają także pozwalać na nałożenie grzywny w wysokości nawet do 600 euro na właścicieli stron przechowujących nielegalne treści.
Na portalach społecznościowych
Zdaniem Roberta Łuszczyny nie można wykluczyć, że fiskus zainteresuje się również bit-napiwkami czy sprzedażą polubień na serwisach społecznościowych.
Marta Ignasiak, doradca podatkowy w departamencie podatkowym FKA Furtek Komosa Aleksandrowicz, zwraca uwagę na to, że na razie wirtualna własność nie podlega podatkom majątkowym.
– I mam wątpliwości, czy powinna – mówi ekspertka. Jej zdaniem brak jest chyba jeszcze porównywalności pomiędzy posiadaniem prawdziwego samochodu lub psa a posiadaniem ich wirtualnych odpowiedników.
– Być może będzie to bardziej uzasadnione w momencie, w którym zaczniemy tworzyć wirtualne awatary prowadzące wirtualne życie i zarabiające dla nas prawdziwe pieniądze w wirtualnym świecie (tak jak planowano niegdyś, reklamując projekt Second Life) – uważa Marta Ignasiak.
Cyfrowe usługi, realne wpływy
Pewien zakres aktywności w sieci został już jednak dostrzeżony przez organy skarbowe.
– Można tu wymienić m.in. sprzedaż wirtualnych przedmiotów, pieniędzy, postaci z gier oraz nieincydentalny handel na platformach aukcyjnych – wylicza Robert Łuszczyna.
Trudno na razie o szacunki dochodów z opodatkowania np. aukcji na portalach, ale sądząc po liczbie wystawców, można się spodziewać, że fiskus osiąga z tej sprzedaży całkiem realne dochody.
Robert Łuszczyna przypomina, że polskie przepisy nie nakładają specjalnych, dodatkowych obowiązków na podmioty dokonujące czynności za pośrednictwem internetu. Analogicznie jak czynności wykonywane poza siecią podlegają one opodatkowaniu podatkiem dochodowym, VAT oraz podatkiem od czynności cywilnoprawnych.
– W niektórych przypadkach stawka podatku od działań w internecie i w realu jest różna, co budzi wiele kontrowersji – przyznaje ekspert.
Najbardziej znaczącym tego przykładem jest opodatkowanie książek papierowych według stawki 5 proc. VAT, a w zdigitalizowanej formie – stawką 23 proc.
Od niezdrowej żywności
Receptą na zmniejszające się wpływy z tradycyjnych podatków jest nakładanie także innych danin, np. na niezdrową żywność. Wstępne przymiarki do nałożenia na nią akcyzy czyniło nawet polskie Ministerstwo Finansów. Wcześniej taki tłuszczowy podatek wprowadziły Dania i Węgry. Miał to być sposób na zwalczanie szkodliwych nawyków żywieniowych i przedłużenie średniej oczekiwanej długości życia obywateli. Rząd duński wycenił kilogram tłuszczów nasyconych na 16 koron (ok. 2,9 dolara) podatku.
Po roku Duńczycy musieli jednak przyznać się do porażki i daninę znieśli. Stwierdzono, że miała ona negatywny wpływ na ceny żywności i zagrażała rynkowi pracy w tym kraju.
Nadal obowiązuje ona na Węgrzech. Nałożono ją we wrześniu 2011 r. na żywność paczkowaną, chipsy i inne przekąski, słone i słodkie ciasteczka oraz napoje energetyzujące. Jej wysokość to 5 forintów od litra napoju, 250 forintów od litra napoju energetyzującego i 100–200 forintów od kilograma herbatników i ciast (1 euro to około 270 forintów).
Na podatek od niezdrowej żywności zdecydowała się także Finlandia. Od 2011 r. dodatkowo opodatkowane są tam m.in. czekolada, cukierki i lody.
Inny pomysł wprowadziła w życie Francja. W 2012 r. podniosła o 300 proc. wysokość podatku na olej palmowy. Eksperci argumentowali, że winny jest on szkodliwych skutków zdrowotnych i środowiskowych (np. poprzez znaczące ogołocenie lasów). Rok później podatek objął także napoje energetyczne, takie jak Redbull.
W październiku 2013 r. daninę tłuszczową zatwierdził także Meksyk, gdzie sojusz w tej sprawie zawarły rząd i organizacja pozarządowa Władza Konsumentów. Dodatkowa danina objęła głównie napoje słodzone, a jej stawka to 0,07–0,08 dolara za litr. Zdobyte przez fiskusa pieniądze miały służyć założeniu w całym kraju źródełek wody pitnej.
Wojnę napojom gazowanym wydały także USA. Na razie są to lokalne, stanowe i federalne programy walki z otyłością. Administracja Baracka Obamy rozważała jednak nałożenie podatku na śmieciowe jedzenie.
Od zbytku i grzechu
Francja nie ograniczyła się jedynie do walki z niezdrowym jedzeniem. Tamtejszy fiskus podniesie wysokość podatku od nieruchomości dla osób, które mają więcej niż jeden dom na terenie Francji. Nowe przepisy będą skierowane m.in. przeciwko osobom mającym mieszkania służące im jako miejsca do spędzania np. wakacji. Wpływy podatkowe mają wzrosnąć o blisko 150 mln euro.
Z kolei w Wietnamie wzrosną od 2016 r. podatki od grzechu. Chodzi o daniny konsumpcyjne nałożone na wszelkiego rodzaju popularne w kraju używki (papierosy, piwo, inne alkohole).
Na początku 2016 r. stawka podatku od papierosów i innych wyrobów tytoniowych zostanie podwyższona z obowiązujących 65 proc. do 70 proc. Dwa lata później danina wyniesie już 75 proc.
Podobnie wyglądać ma podwyżka opodatkowania napojów alkoholowych. Specjalny podatek konsumpcyjny od piwa wzrośnie z początkiem 2016 r. z 50 do 55 proc. W następnych dwóch latach ma dojść do podwyżki stawki o 5 pkt proc. rocznie (do 65 proc. w 2018 r.).
Z kolei opodatkowanie napojów spirytusowych (np. wódka) oraz wina z zawartością alkoholu (obecnie na poziomie ponad 20 proc.) wzrośnie w 2016 r. z 50 do 65 proc. Stawka odnosząca się do wina z zawartością alkoholu poniżej 20 proc. zostanie powiększona z 25 do 35 proc. Wietnam nie określił jeszcze, na co przeznaczy dodatkowe wpływy budżetowe.
Autorzy:
Mariusz Szulc, Łukasz Zalewski
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna