W czasie kontroli u naszego klienta pracowników urzędu zainteresowała zaliczka, która przez kilka miesięcy była na jego koncie opowiada Beata Hudziak, partner w firmie doradczej Grant Thornton Frąckowiak. Do umowy nie doszło, klient więc oddał pieniądze. Ale kontrolerzy uznali, że uzyskał przychód, gdyż korzystał nieodpłatnie z pieniędzy kontrahenta. Zmienili zdanie dopiero po udostępnieniu korespondencji e-mailowej, przesłuchaniu księgowej i zapoznaniu się z wyjaśnieniami podatnika.
Jest precedens
Doradcy podatkowi potwierdzają, że takie sytuacje się zdarzają. Niestety, może być ich jeszcze więcej. Fiskus ma bowiem silny argument wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego (sygn. II FSK 1751/07). Sąd uznał, że firma, która dostała zaliczkę, ale do kontraktu nie doszło, korzystała nieodpłatnie z pieniędzy kontrahenta. Zaliczkę zwróciła, ale wtedy, kiedy nią dysponowała, uzyskała przychód z nieodpłatnych świadczeń. Zdaniem sądu do naliczenia podatku wystarczy ustalenie, że firmie udostępniono na jakiś czas środki pieniężne i nie poniosła żadnych kosztów. Urząd nie musi nawet wyjaśniać, jaki faktycznie był zamiar stron (czy pod pozorem umowy sprzedaży nie zawarły np. pożyczki).
W obrocie gospodarczym często strony odstępują z różnych powodów od umowy i zwracają zaliczkę mówi Gerard Dźwigała, radca prawny w kancelarii Dźwigała & Ratajczak. Jest tak też w transakcjach między osobami fizycznymi, np. umowach sprzedaży mieszkania. Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby wszystkie urzędy przyjęły tok rozumowania NSA.
Konkluzja sądu to niebezpieczny precedens potwierdza Tomasz Jędorowicz, starszy menedżer w PricewaterhouseCoopers.
Najpierw sąd powszechny
Przypomnijmy: przychód z nieodpłatnych świadczeń firmy rozliczają w ramach działalności, a osoby fizyczne dopiero w zeznaniu rocznym.
Trudno się jednak zgodzić, że samo dysponowanie zaliczką powoduje przychód mówi Jędorowicz. Fiskus powinien zbadać okoliczności sprawy, przesłuchać świadków i ustalić charakter transakcji.
Urzędy nie mogą automatycznie naliczać przychodu w takich sytuacjach potwierdza Dźwigała. Jeśli fiskus ma wątpliwości, czy strony faktycznie chciały zawrzeć umowę sprzedaży, powinien skorzystać z art. 199a § 3 ordynacji podatkowej. Daje prawo do wystąpienia do sądu cywilnego, aby zbadał, czy kontrahenci pod pozorem przekazania zaliczki na poczet ceny nie zawarli umowy pożyczki.
Eksperci podkreślają, że dużo zależy od okoliczności konkretnej sprawy. Może się bowiem zdarzyć, że jedna firma chciała wesprzeć drugą finansowo, ale aby uniknąć podatkowych skutków pożyczki (np. zapłaty PCC), zawarły pozorną umowę sprzedaży.
Jeśli jednak z dokumentów i wyjaśnień świadków wynika, że firma dostała pieniądze na poczet dostawy towarów lub wykonania usługi, urząd nie ma podstaw do naliczenia przychodu z nieodpłatnego świadczenia podsumowuje Beata Hudziak. Warto też zaliczkę wpłacić na konkretną transakcję. Jeśli nie można jej przyporządkować do danej umowy, rośnie ryzyko, że wzbudzi podejrzenia fiskusa.
Mariusz Aleksandrowicz - radca prawny, wspólnik w kancelarii Furtek Komosa Aleksandrowicz
Zaliczka jest częścią ceny i stanowi dla sprzedawcy swoiste zabezpieczenie jej zapłaty. Jeśli strony odstąpią od umowy, jest zwracana. Fiskus nie może jednak automatycznie przyjąć, że podatnik uzyskał przychód z nieodpłatnego świadczenia, bo korzystał przez jakiś czas z pieniędzy kontrahenta. Niestety, uzasadnienie opisanego wyroku NSA może go do tego zachęcić. Sąd poszedł nawet dalej niż organy podatkowe, które podjęły próbę wykazania, że pod pozorem umowy sprzedaży zawarto pożyczkę. Uważam, że w takich sprawach fiskus powinien najpierw udowodnić, iż strony wcale nie miały zamiaru zawierać umowy sprzedaży, lecz jedynym celem przekazania kwoty określanej jako zaliczka było wsparcie finansowe kontrahenta. Wtedy skutki podatkowe faktycznie są inne.
Przemysław Wojtasik